Motor Lublin to cudowny beniaminek – wyjątkowy projekt na piłkarskiej mapie Polski


Motor Lublin zanotował fantastyczną rundę jesienną, bo zgadzało się tam niemal wszystko - właściciel, trener i forma piłkarzy

13 grudnia 2024 Motor Lublin to cudowny beniaminek – wyjątkowy projekt na piłkarskiej mapie Polski
Oskar Foltyński

Motor Lublin wyrasta na mapie polskiej piłki na jeden z ciekawszych projektów. Właściciel z wielkimi ambicjami, który chce zbudować wielki klub, poczynając od fundamentów. U steru tej ekipy świetny i perspektywiczny szkoleniowiec. A w składzie kilku wyróżniających się na tle ligi piłkarzy. Beniaminek z Lublina zanotował świetną rundę jesienną, która pozwala sądzić, że marzenia o środku tabeli wcale nie były przeszacowane. Ale najważniejsze jeszcze wciąż przed Motorem.


Udostępnij na Udostępnij na

W sobotę zakończył się dla Motoru Lublin piłkarski 2024 rok. Było to naprawdę wspaniałe 12 miesięcy. Być może najlepsze w najnowszej historii klubu. Z zespołem, w niezbyt dobrych relacjach, pożegnał się Goncalo Feio. Portugalczyk uznawany był za największą „gwiazdę” Motoru, ale zastępujący go Mateusz Stolarski doskonale poradził sobie z nowym wyzwaniem. Lublinianie w cudownych okolicznościach, po małej remontadzie tuż przez końcowym gwizdkiem arbitra, awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej. W PKO BP Ekstraklasie pojawiły się drobne problemy, ale trener Stolarski zdołał je przezwyciężyć i doprowadził swój zespół do momentu, w którym Motor jest uznawany za rewelację rundy jesiennej w polskiej piłce.

Mecz 18. kolejki PKO BP Ekstraklasy, w którym Motor Lublin zmierzył się na wyjeździe z Rakowem w Częstochowie, stanowi piękną klamrę tych kilku miesięcy tej drużyny w PKO BP Ekstraklasie. Przez pół roku lublinianie bardzo się rozwinęli. Ta drużyna dojrzała do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Motor ugruntował swoją pozycję jednego z najciekawszych projektów w polskim futbolu. To nie jest już tylko plac zabaw rozkapryszonego Goncalo Feio, który chciał wprowadzać swoje standardy i czasami przesadzał z charyzmą. Klub Zbigniewa Jakubasa pokazuje, że może w najbliższym czasie sporo w PKO BP Ekstraklasie namieszać.

Ambicje większe niż zwykle

Do PKO BP Ekstraklasy regularnie wchodzą drużyny, które pięknie grały na boiskach pierwszoligowych. Najwyższa klasa rozgrywkowa lubi jednak takie ambitne ekipy negatywnie weryfikować. Najlepszym przykładem jest poprzedni sezon, w którym w PKO BP Ekstraklasie spośród beniaminków utrzymała się jedynie Puszcza Niepołomice. A Tomasz Tułacz preferuje przecież futbol toporny, oparty na stałych fragmentach i bezpośredniej grze w ofensywie. Wobec tego do Motoru Lublin, który deklarował chęć pozostania przy swoim ofensywnym i widowiskowym stylu gry, podchodzono z delikatną rezerwą.

Oparcie gry na wysokiej intensywności, dobrej organizacji i wysokim pressingu zgubiło już niejedną teoretycznie silną ekipę. Motor w 1. lidze prezentował naprawdę szeroki wachlarz możliwości, a Mateusz Stolarski doskonale wszedł w buty Goncalo Feio. Wszedł w jego buty profesjonalnego podejścia do piłki nożnej i taktyki. Ma jednak zgoła odmienny charakter i zwyczajnie da się go lubić jako człowieka. Każda kolejna konferencja prasowa i wypowiedź w mediach powiększa grono zwolenników szkoleniowca Motoru.

Ekstraklasa to jednak dużo wyższy poziom. Na dodatek nad ekipą z Lublina wisiał również cień oczekiwań właściciela klubu Zbigniewa Jakubasa. Biznesmen jasno deklarował: – W tym sezonie chcemy być w środku tabeli lub troszeczkę wyżej. W tej samej rozmowie snuł również plany na przyszłość. – Chcemy jak najszybciej zaistnieć w pierwszej trójce. Ambicji Jakubasowi na pewno odmówić nie można.

Na razie Motor jest na dobrej drodze, by faktycznie skończyć ten sezon w środku tabeli, ale na początku rundy jesiennej zespół z Lubelszczyzny mierzył się z wieloma problemami, które wciąż powinny przypominać wszystkim entuzjastom Motoru, że to wciąż jest beniaminek. Mimo że prezentuje się naprawdę świetnie, celem priorytetowym dla Mateusza Stolarskiego powinno być utrzymanie się w PKO BP Ekstraklasie.

Zderzenie Motoru z PKO BP Ekstraklasą

Do klubu trafiło kilku ciekawych zawodników, jak chociażby Sergi Samper lub Ivan Brkić, ale w żadnym razie nie można było w Lublinie mówić o kadrowej rewolucji. Kompletowanie zespołu nie do końca wyszło działaczom Motoru… Do drużyny jeszcze we wrześniu dołączał holenderski skrzydłowy Bradley van Hoeven. Niedługo potem dyrektor sportowy klubu Michał Wlaźlik został zwolniony.

Początek sezonu do najlepszych nie należał również na boisku. Motor nie był rozczarowaniem, ale kilka pierwszych kolejek pokazało, że marzenia Zbigniewa Jakubasa o zakończeniu premierowego sezonu po awansie „w środku tabeli lub troszeczkę wyżej” mogły być nieco przeszacowane.

Szczególnie bolesna mogła być inauguracja sezonu w Lublinie. Motor przy pełnych trybunach w niesamowitej, jeszcze nieco euforycznej, atmosferze mierzył się z Rakowem Częstochowa. Drużyna Marka Papszuna specjalizuje się w tym sezonie w zabijaniu gry, a w Lublinie nie było inaczej. „Medaliki” zdominowały beniaminka i pewnie zwyciężyły 2:0. Motor otrzymał od częstochowian cenną lekcję – ekstraklasa wymaga od drużyn znacznie wyższego poziomu boiskowej dojrzałości, skuteczności oraz finezji. Reszta letnich spotkań również nie przebiegała zgodnie z ambitnymi planami lublinian.

Niewykorzystane okazje

Motor miał na początku sezonu stosunkowo łatwy terminarz. W kalendarzu widniały bowiem Lechia Gdańsk, Korona Kielce, GKS Katowice oraz Puszcza Niepołomice. Są to zespoły pretendujące raczej do miejsc w dolnej części tabeli, a ekipa Mateusza Stolarskiego nie wykorzystywała swoich szans najlepiej. Przyplątały się remisy no i porażka ze Stalą Mielec. W wielu meczach Motor po prostu tracił punkty. Dwa razy bezbramkowo zakończyły się spotkania z Puszczą Niepołomice oraz GKS-em Katowice.

Do plusów początku sezonu można było zaliczyć kilka czystych kont, ale Motor miał w defensywie trochę pecha. Ogólnie dobrze po transferze wyglądał sprowadzony między słupki Ivan Brkić, ale nadzwyczaj często zdarzały mu się błędy bezpośrednio prowadzące do straty bramek. Między innymi przez jego niefrasobliwość przy wyprowadzeniu piłki Motor stracił punkty w meczu z Jagiellonią Białystok, w którym ekipa Stolarskiego wyglądała naprawdę nieźle.

Motor zaryzykował

Nad grą lublinian wisiało widmo nieskuteczności. Bardzo aktywny był Jaques Mbaye Ndiaye, który regularnie dochodził do sytuacji strzeleckich, ale nie potrafił ich wykorzystywać. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Samuela Mraza. Napastnika lublinian regularnie dosięgały dośrodkowania partnerów, ale były piłkarz Zagłębia Lubin wręcz hurtowo obijał obramowania bramki rywali. W pierwszej fazie sezonu Motor miał stosunkowo łagodne wejście do PKO BP Ekstraklasy, ale nie wykorzystał swoich szans. Początek był przyzwoity, ale mógł być znacznie lepszy.

Do końca września Motor Lublin zgromadził na swoim koncie 12 punktów, ale na horyzoncie miał kilka dużo trudniejszych starć. Na lublinian czekał rozpędzony Lech Poznań, trzech punktów pragnęła Cracovia, a przełamania w meczach wyjazdowych wypatrywała Pogoń Szczecin. Motor nie punktował najlepiej ze słabszymi przeciwnikami, więc zaczął zdobywać „punkty bonusowe”. Tak Mateusz Stolarski określił zdobycz z Poznania na konferencji prasowej po meczu z Lechem. Po zwycięstwie nad „Kolejorzem” trener Motoru napisał w mediach społecznościowych: – Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż nie ryzykować.

Motor Lublin na stadionie przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu zaryzykował i powstrzymał rozpędzoną maszynę Nielsa Frederiksena. Lech potrafił na własnym stadionie rozbić mistrza Polski aż 5:0. Kompletnie zdominował Pogoń Szczecin i Legię Warszawa. A 5 października 2024 roku do stolicy Wielkopolski przyjechał Mateusz Stolarski ze swoim planem, który pozbawił najlepszą drużynę rundy jesiennej niemal wszystkich atutów.

Motor odrobił w tym meczu straty. Dublet zanotował Samuel Mraz, który w końcu się odblokował. Wydaje mi się, że to w Poznaniu Motor dojrzał do PKO BP Ekstraklasy. Nierozwiązane pozostały problemy w defensywie, ale ta drużyna udowodniła, że mentalnie jest gotowa na walkę o górną połowę tabeli.

Szalone mecze, chwile zwątpienia

Jesienią znakiem rozpoznawczym Motoru stała się dziurawa defensywa. Z powodu urazu na resztę sezonu wypadł Ivan Brkić, a między słupki lublinian wskoczył Kacper Rosa. Mateusz Stolarski nie potrafił stworzyć bloku obronnego, który zapewniałby bramkarzowi spokój. Sam Rosa również popełniał błędy i efektem tego było zero czystych kont od października do końca listopada. Można by było wysnuć wnioski, że Motor dopadła klasyczna i coroczna zmora beniaminków. Cotygodniowe straty wielu bramek, postępujący kozłoofiaryzm i brak logiki w działaniu. Drużyna Zbigniewa Jakubasa w żadnym razie nie jest jednak typowym beniaminkiem, więc w Lublinie wyglądało to znacznie lepiej.

Motor stracił cztery bramki z Widzewem Łódź, sześć goli z Cracovią, po dwa trafienia w meczach z zespołem Stolarskiego zanotowały również Piast Gliwice oraz Pogoń Szczecin. Kacper Rosa miał w pierwszych pięciu pierwszych występach w PKO BP Ekstraklasie średnią aż trzech straconych bramek na mecz. Ta statystyka mogłaby zmartwić niejednego kibica. Ale w Lublinie była co najwyżej niepokojąca, zespół Stolarskiego w wielu spotkaniach mimo przeciętnej defensywy potrafił bowiem prezentować się znakomicie w ataku.

Samuel Mraz rozwiązał swój worek z bramkami i beniaminek zaczął wygrywać. Wygrywając z Pogonią Szczecin na początku listopada, zespół z Lublina zaczął swoją serię czterech zwycięstw oraz pięciu spotkań bez porażki z rzędu. Motor wygrywa jako drużyna, a nie jako zlepek indywidualności, który oparty jest wyłącznie na trafieniach bramkostrzelnego napastnika lub zrywach przebojowego skrzydłowego. Gdy juniorskie błędy popełniał Kacper Rosa, Mateusz Stolarski potrafił się za nim wstawić.

Trener nie zrezygnował z bramkarza, gdy ten znajdował się w gorszej dyspozycji. A ten odwdzięczył się szkoleniowcowi fantastyczną postawą w wygranym meczu z Radomiakiem na własnym stadionie oraz kilkoma kluczowymi interwencjami w Częstochowie. Motor miał gorsze chwile jako jedność, więc podnosi się również jako zjednoczona ekipa, pełna wiary we własne możliwości.

Dojrzałość godna PKO BP Ekstraklasy

Na zakończenie tej formalnej rundy jesiennej beniaminek znajdował się na 6. miejscu w tabeli ze stratą zaledwie trzech punktów do Cracovii, która uważana jest za rewelację tego sezonu PKO BP Ekstraklasy. Remis w ostatniej kolejce z Rakowem Częstochowa sprawił, że Motor spadł w ogólnej klasyfikacji za Górnika Zabrze, ale i tak runda jesienna jest dla zespołu Mateusza Stolarskiego wyjątkowo udana. Słowa Zbigniewa Jakubasa z początku sezonu brano z dystansem, ale Motor pokazał, że jego właściciel wcale nie przeszacował możliwości swojego klubu.

Remis w Częstochowie pokazuje piękną przemianę tego zespołu. Tydzień temu Raków ponownie chciał zdominować swojego rywala i odebrać mu możliwość atakowania. Motor nie był już tak naiwną drużyną, jak latem, gdy mierzył się z Rakowem na własnym stadionie. Drużyna Mateusza Stolarskiego wiedziała, że nie może iść z ekipą Marka Papszuna na otwartą wymianę ciosów. Jednocześnie nie dała gospodarzom zabić meczu i tworzyła sobie sytuacje. Raków ma ogromną jakość i to przesądziło o wyrównaniu w doliczonym czasie gry. Mimo to Motor Lublin pokazał dojrzałość i odpowiedzialność godną drużyny z górnej połowy tabeli.

Hiszpańska siła spokoju

Jednością i siłą przyjaźni nie da się zdobywać punktów. Wielką siłą Motoru jest jedność i kolektyw, ale ta ekipa ma w swoich szeregach świetnych piłkarzy. To ich dobra dyspozycja pozwala Mateuszowi Stolarskiemu osiągać tak dobre wyniki.

Fenomenalnym ruchem transferowym okazał się Sergi Samper. Ściągnięcie Hiszpana wiązało się ze sporymi wątpliwościami. Duża otoczka medialna wokół tego wzmocnienia wynikała z tego, że Samper kilka lat temu grał w drużynie z Leo Messim, Luisem Suarezem oraz Andresem Iniestą. Skoro znalazł się w 2024 roku w beniaminku PKO BP Ekstraklasy, oznacza to, że coś w jego karierze musiało pójść nie tak. Nad Samperem wisiało widmo poważnych kontuzji z przeszłości oraz piłkarze z wielką przeszłością, którzy w Polsce chcieli tylko odcinać kupony.

Obawy poszły jednak w zapomnienie. Samper wprowadzany był do drużyny stopniowo, ale gdy już wszedł do podstawowej jedenastki, stał się w Motorze postacią fundamentalną. Hiszpan stanowi w drużynie Mateusza Stolarskiego metronom, który ustala tempo gry. Zapewnia spokój w rozegraniu piłki, ale potrafi też przyspieszać akcje, wprowadzając na boiska PKO BP Ekstraklasy pierwiastek wirtuozerii wprost z barcelońskiej La Masii. Obecnie jest w Motorze piłkarzem kluczowym i przedłużenie jego rocznej umowy wydaje się w Lublinie kwestią czasu. Więcej o wpływie Sergiego Sampera na postawę drużyny Mateusza Stolarskiego napisałem już TUTAJ.

Samuel Mraz

Napastnikowi Motoru należy się osobny akapit. Na początku sezonu reprezentant Słowacji był twarzą niegotowości ekipy z Lublina na ekstraklasę. Kibicom naszej ligi kojarzył się z kompletnie nieudanym epizodem z Zagłębia Lubin. W barwach „Miedziowych” rozegrał pełny sezon. W 29 meczach we wszystkich rozgrywkach zdobył łącznie trzy bramki. Wydawało się, że jego nieskuteczność może być gwoździem do trumny Motoru, który potrafił w wielu spotkaniach kontrolować grę. Problemem było wykorzystywanie sytuacji – Samuel Mraz w tym aspekcie zawodził.

Miał swoje szanse, ale nie zamieniał ich na bramki, a to jest właśnie najważniejsze zadanie napastnika. Jeszcze we wrześniu cytowałem w jego kontekście piosenkę zespołu Kult pt. „Plamy na słońcu”. Znamienny jest w niej fragment: „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”.

Mateusz Stolarski konsekwentnie na niego stawiał. Szkoleniowiec zaufał liczbom i temu, że Słowak faktycznie dochodził do bardzo wielu okazji. Sprawdziło się przewidywanie, że skuteczność przyjdzie u niego z czasem. Samuel Mraz udowodnił, że strzelanie bramek można porównać do keczupu. Przez wiele kolejek próbował wycisnąć ze swojej gry cokolwiek. Gdy w końcu przełamał się i zdobył dublet w Poznaniu, bramki zaczęły wpadać u niego hurtowo. Perłą w koronie rundy jesiennej napastnika Motoru jest wyjazdowy mecz z Piastem Gliwice, w którym popisał się hat-trickiem i niemal samodzielnie zapewnił drużynie zwycięstwo.

Nieco ironiczny jest fakt, że ponownie w kontekście Samuela Mraza mógłbym zacytować podany wyżej fragment z Kultu. Jak dobrą rundę zanotowałby napastnik Motoru, gdyby na początku sezonu mniej razy uderzał w obramowanie bramki. Flop transferowy Zagłębia Lubin zanotował w rundzie jesiennej PKO BP Ekstraklasy tylko o jedną bramkę mniej od Mikaela Ishaka, a warto dodać, że Szwed ma za sobą naprawdę udaną rundę.

Motor Lublin może mieć wszystko

Najważniejszą postacią w klubie z Lublina jest Mateusz Stolarski. Młody szkoleniowiec przejmował schedę po charyzmatycznym Goncalo Feio, którego wybryki miała przykrywać wielka jakość na ławce trenerskiej. Portugalczyk odchodził z Motoru w nie najlepszych nastrojach, ale Stolarski nie tylko poprawił wizerunek Motoru w oczach postronnych kibiców, a postawa boiskowa drużyny wcale nie uległa regresowi. Motor ma naprawdę gigantyczny potencjał, by stać się jednym z najciekawszych i najfajniejszych projektów w polskiej piłce. Zbigniew Jakubas ma ambicje i chce budować klub od podstaw. W Lublinie powstał piękny stadion, a zespół o sympatycznej i pełnej piłkarskiej empatii twarzy Mateusza Stolarskiego powoli pnie się w górę.

Przed Motorem wciąż stoi wiele zagrożeń. W ostatnich kilku latach mieliśmy już w PKO BP Ekstraklasie beniaminków, którzy po świetnym początku szybowali w dół i utkwili na dobre w ligowej przeciętności. Atomowe wejście do ligi zanotował Radomiak, który jeszcze w tym samym sezonie zdecydował się na zwolnienie Dariusza Banasika. Podobny los spotkał Wartę Poznań. Premierowy po awansie sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej „Zieloni” zakończyli na 5. miejscu w tabeli. Piotr Tworek wykręcił taki sam wynik punktowy jak Śląsk Wrocław, który grał następnego lata w europejskich pucharach. Kilka miesięcy później trener Tworek został zwolniony.

Motor potrzebuje więc spokoju. Ta drużyna, mimo że fantastycznie tej jesieni dojrzała, wciąż jest niedoświadczona. W pierwszym bądź drugim sezonie mogą się Mateuszowi Stolarskiemu przytrafić drobne kryzysy lub przestoje. Wówczas Zbigniew Jakubas nie może poddać się swoim wielkim ambicjom szybkiego awansu do ligowej czołówki. Właściciel Motoru powinien zachowywać spokój, który prowadzi do stabilizacji. To w polskiej piłce jest najważniejsze.

Motor Lublin może stać się na mapie polskiej piłki projektem niepospolitym. Ale żeby to się ziściło, muszą w Lublinie uniknąć błędów pospolitych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze